Piszę o tym filmie tylko z
jednego powodu: Nie wiem co o nim napisać. I nurtuje mnie to. Dlatego podejmuję
tę próbę. Dziwną próbę opisania dziwnego filmu.
Choćbym nie wiem jak chciała
zająć się wyłącznie fabułą, nie mogę tego zrobić. Wyjątkowo czuję się
przymuszona do opisania gry aktorskiej. W roli głównej oglądamy Christiana
Bale, którego wszyscy chyba kojarzą z filmu Batman (a którego to filmu, notabene,
jakoś szczególnie nie lubię). American Psycho całkowicie zmienił moje
postrzeganie tego aktora i zaczęłam bardziej szanować jego grę i umiejętności.
Jak to orzekła moja przyjaciółka, z którą oglądałam film, dobrali idealnego
aktora do takiej roli. Kamienna twarz mogłaby być jego drugim „ja”.
Film nie jest najnowszy (2000
rok), ale mimo to myślę, że jego przesłanie (jak już je odnaleźć w całości)
jest raczej multiczasowe. Z opisu wynika, że jest to Thriller. Chyba powinien
zaistnieć jakiś dodatek do tego, ponieważ nie jest to thriller jak wszystkie
inne.
Zaczynamy od poznania głównego
bohatera i osób, wśród których się obraca. Właściwie jest to nic innego jak
środowisko pełne snobów i pozerów. Bohater to maska, jednak nie w jakimś do
głębi przenośnym i psychologicznym znaczeniu. Przybiera swoją maskę z jednego
powodu: ponieważ w tym środowisku, w takim życiu, tylko ona ma znaczenie.
Nikogo nie obchodzi wnętrze. Nikogo tak naprawdę nie obchodzi co ktoś mówi –
wręcz przeciwnie, nie słucha się innych osób w bardzo rażący sposób. Kiedy
widzimy bohatera jako zimnokrwistego mordercę (przy czym większość scen mordu
jest w pewien sposób czarnym humorem, bardziej mrozi i bawi, niż tylko
przeraża) nie jesteśmy tym tak zdziwieni jak faktem, że wszyscy ignorują oznaki
jego zmiany a nawet jego informacje o tym, że zabija. Najistotniejsza jest
bowiem pozycja. Ten, kto potrafi zarezerwować stolik w najlepszej restauracji
jest wielki. Liczy się tylko aby być o krok przed innymi, aby być lepszym i
ważniejszym. Wymiana wizytówek i obserwowanie każdego detalu na nich (krój
pisma, papier) kojarzy mi się z gombrowiczowską walką na miny. Bezsensowną
walką, walką pozorami, a jednak traktowaną najzupełniej poważnie.
Pisałam o przesłaniu tego filmu,
ale nie jestem pewna, czy ja jakieś znalazłam. Może nie jestem na tyle rozumna,
by je dostrzec. Póki co zadaję sobie tylko pytanie: czy możemy poznać samych siebie? I ile warto zrobić dla
pozorów?
Nie jestem pewna znaczenia
morderstw, ani ich realności. Nie jestem pewna co do końca miała pokazać
wielotwarzowość bohatera.
Właściwie to jestem pewna tylko
jednego – muszę wrócić do tego filmu, obejrzeć go raz jeszcze.
Dlatego też nie tworzę żadnej skali i
nie wystawiam oceny. To nie jest film do oceny, tylko do rozwagi. Może jak go
kiedyś zrozumiem dokładnie, to lepiej go opiszę. Na pewno w tym celu wesprę się
powieścią Breta Eastona Ellisa, na podstawie której powstał.
oprócz filmu warto przeczytać książkę, na podstawie której powstał:)
OdpowiedzUsuń