ZAPRASZAMY SERDECZNIE DO POBRANIA SKROMNEJ GAZETKI NASZEGO AUTORSTWA.

DO POBRANIA TUTAJ.

środa, 21 sierpnia 2013

Hugh Laurie "Let Them Talk"

Hugh Laurie uwiódł wielu z nas klasyczną już postacią dr. Housa. Jednak tak jak uzależnionego od leków doktora chodzącego o lasce znają wszyscy, tak mało kto wie, że odtwórca powyższej roli jest też...muzykiem i pisarzem. Zdziwieni? Ja byłam. Sprzedawca broni jego autorstwa jest podobno bestsellerem, jednakże ja nie o książce tym razem, ale muzyce.
Laurie poza śpiewaniem swój talent muzyczny przejawia chociażby przez granie na gitarze, perkusji, harmonijce i saksofonie. 11 maja 2011 roku wydał swój pierwszy album zatytułowany Let Them Talk, który zawiera 15 utworów (podobno 17 w edycji limitowanej).
Let Them Talk to krążek, który nie trafi do wszystkich – po pierwsze dlatego, że to bluesowy album, a po drugie odniosłam wrażenie, że wykonawca jeszcze szuka swojego miejsca w tym gatunku. Moim zdaniem jest tam cała paleta barw bluesa i każdy z odbiorców może znaleźć coś dla siebie, gdyż przekrój piosenek jest duży - od skocznego kawałka They're Red Hot , który mnie zauroczył przede wszystkim tym, że przy nim człowiek sam automatycznie podrywa się do tańca i podskoków po tytułowy Let Them Talk, który przywołuje skojarzenia zadymionego baru, w którym gra się bluesa i jezz. Płyta zawiera kilkanaście kawałków sprawiających, że biodra automatycznie zaczynają „chodzić”, ale  They're Red Hot jest chyba najbardziej żywiołowy. Jeżeli chodzi o poszczególne utwory z powyższej płyty to nie chcę ich analizować, bo to wykracza poza moją wiedzę i umiejętności, ale wszystkie składają się na taką całość, że często mam ochotę zapalić papierosa i zrobić sobie czarnej kawy, by móc później odlecieć gdzieś daleko.
Cała płyta zawiera jeszcze książeczkę ze zdjęciami artysty opatrzonymi komentarzem oraz kilkoma słowami samego wykonawcy.




Co do opinii na temat płyty to zdania są podzielone. Ja lubię jej czasem posłuchać, ale muszę mieć na nią  odpowiedni dzień. Natomiast jedna z moich koleżanek stwierdziła, że dla niej to nic specjalnego i woli Lauriego w roli Housa. Tak naprawdę, żeby wyrobić sobie zdanie na jakiś temat trzeba się z nim zapoznać. Dlatego też wybór czy sięgnąć po Hugh Lauriego w wersji muzycznej zostawiam Wam:)

Natalia

5 komentarzy:

  1. Że Hugh utalentowanym facetem jest, wiem od jakiegoś czasu. Ale bardziej korci mnie aby przeczytać, nie posłuchać. Choć może zapoznam się z nową płytą, kto wie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie zaskoczyłaś. Tyle, że przez rolę Housa, książki i muzyka wydawały mi się ociekać ironią i sarkazmem ;) Dopiero po przeczytaniu posta zmieniłam zdanie. Jednak po muzykę bym nie sięgnęła. Nie moje klimaty. Po książkę owszem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hugh Lauriego uwielbiam, szczerze i to takim wielkim uwielbieniem. Jego głos, akcent, barwa, wokal zachwycają i hipnotyzują. Mistrz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też uwielbiam jego głos i czasem lubię posłuchać tej płyty tylko dlatego, żeby sobie go posłuchać;]

      Usuń
  4. Uwielbiam Lauriego w roli House'a, nie raz, nie dwa oglądałam wszystkie sezony tego serialu - tak bardzo mi się podoba. Jego płyty jeszcze nie słuchałam, ale zawsze podobało mi się, gdy przygrywał sobie na pianinie w serialu. Może kiedyś najdzie mnie ochota na Lauriego w wersji muzycznej, kto wie? W końcu bluesa lubię od czasu do czasu posłuchać. Bardziej mnie jednak ciekawi jego powieść, bo o tym, żeby był pisarzem, nigdy nie słyszałam. Dzięki za info. :>

    OdpowiedzUsuń